Odkładając długopis, obok bezwładnie leżącej kartki, na której napisałam wiadomość do mamy, wstałam z krzesła z zamiarem wyjścia z pokoju. W ostatniej chwili, jednak odwróciłam się gwałtownie, podeszłam do biurka, wzięłam do rąk kartkę i zaczęłam się w nią tępo wpatrywać. Próbowałam samą siebie uświadomić, że to co miałam zamiar zrobić było prawdą. Po chwili zacisnęłam mocno powieki, aby powstrzymać z całych sił łzy napływające do oczu i po upłynięciu kilku sekund otworzyłam je. Spojrzałam jeszcze raz na pożegnalny list, który nadal trzymałam w ręce, po czym odłożyłam go na biurko i ułożyłam w sposób najbardziej widoczny dla oczu. Odwracając głowę, rozejrzałam się dokładnie po moim pokoju, jakbym była w nim pierwszy raz. Pragnęłam zapamiętać każdy kąt, zakamarek, każdą rzecz w mojej własnej samotni. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie ile wspomnień było związanych z moim pokojem. To była taka moja jedyna, własna, prywatna przestrzeń. Błądząc wzrokiem po pokoju, nagle zatrzymał się on na plakatach moich byłych idoli. Pamiętałam, że jako takie małe dziecko, szalałam wręcz na ich punkcie i ich muzyki. Potem nawet nie wiedziałam kiedy dokładnie przestali mnie oni interesować, a plakaty mi nigdy nie przeszkadzały, więc nigdy nich nie ściągałam.
Obrzucając beznamiętnym spojrzeniem resztę rzeczy, które przywoływały we mnie wspomnienia, poczułam, że moje oczy się robią wilgotne. Postanowiłam więc wyjść z tego pokoju, raz na zawsze i zatrzasnąć za sobą mocno drzwi, tak aby nie kusiło nigdy więcej do nich zaglądać. Kierując się wolnym krokiem w stronę schodów, nadsłuchiwałam uważnie czy ktoś znajdywał się w mieszkaniu. Modliłam się w duchu, aby nikogo nie było, przede wszystkim mamy. Nie byłabym w stanie spojrzeć jej w oczy i tak po prostu sobie iść. Odejść.
Kierując się w stronę przedpokoju, cicho zakradłam się do szafki z butami i założyłam pierwsze lepsze jakie wpadły mi w ręce. Natomiast na cienką bluzkę, którą miałam na sobie, włożyłam ciemną, skórzaną kurtkę, po czym mając zamiar wyjść z mieszkania na dobre, odwróciłam głowę ostatni raz i spojrzałam smutnym wzrokiem na znane mi kąty od urodzenia. Jednak nikogo w nim nie było. Na szczęście! Tak bardzo pragnęłam tutaj zostać i popłakać w samotności. Ciągle nie byłam w stanie uwierzyć, że opuszczam ten dom. Opuszczam te życie. Dlatego ledwo powstrzymując się od płaczu, wybiegłam niemalże natychmiast z mieszkania. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, zdziwiona rozejrzałam się dookoła siebie i zauważyłam, że na dworze panował już zmrok. Nie miałam pojęcia, że tak długo sama siedziałam zamknięta w pokoju. A gdzie mama, Olek? Cały dzień wydawał mi się być jednym wielkim nieporozumieniem. A może moje istnienie było takim właśnie wielkim nieporozumieniem?
Wdychając głęboko powietrze do ust i je wolno wydychając, postanowiłam w końcu ruszyć się z miejsca. Poczułam jak chłodny wiatr nagle uderzył w moją twarz, sprawiając tym samym, że rozwiał mi włosy na różne strony. Jednak nie przeszkadzało mi to. Doskonale wiedziałam co miałam teraz zrobić, gdzie iść. Chodziło mi to po głowie już od dłuższego czasu, lecz bałam się przyznać do tego przed samą sobą. Potrzebowałam tylko takiego porządnego kopa w tyłek, by się na to zdobyć. To nie tylko była wina Adriana! To również wina mojego brata, Olka, Oliwii, że posunęłam się do takiego czynu. Dopiero kiedy dostałam list od Adriana zrozumiałam, że to koniec. Nie ma szans, abym mogła się wyleczyć z takiej miłości! To wszystko było bez sensu. Zostałam sama jak palec. Dla kogo miałam żyć i po co? Cały czas musiałabym udawać, męczyć się, kłamać... A po co to wszystko? Wolałam zaoszczędzić tego sobie. Przede wszystkim sobie!
7 października - nigdy nie przypuszczałabym, że ta dzisiejsza data będzie tak ważna w moim życiu. Będzie wyryta grubymi literami na moim nagrobku. I znowu ludzie będą mówić: ''To ta 17-latka co popełniła samobójstwo...''. A może nawet będą gadać gorsze rzeczy? ''To kolejna ta co nie dała rady? Co się poddała? Co ma słabą psychikę?''. Dobrze, że mnie już nie będzie na tym świecie! Wolałam mieć tą pewność, że będę smażyła się w piekle, niż żyła z ludźmi z którymi na każdym kroku cię krzywdzą, ranią, nienawidzą. Czyż to nie było lepsze wyjście?
Najbardziej jednak żałowałam tego, że tak niewiele rzeczy przeżyłam, że praktycznie niczego w życiu nie doświadczyłam, do niczego nie doszłam. Pragnęłam studiować medycynę. Chciałam leczyć ludzi chorych, pomagać im w każdy możliwy sposób oraz ratować im życie. Tak bardzo chciałam się jeszcze w życiu na coś przydać! Chciałam jeszcze zrobić coś dobrego dla tego okrutnego świata. Potem dopiero założyć rodzinę, mieć przy sobie Tego wymarzonego mężczyznę, mieć trójkę wspaniałych dzieci. Chciałam żyć do końca, spełniać się zawodowo, zostać żoną, mamą, babcią. Widzieć jak te wszystkie dzieci dorastają. Kochać je z całego serca, najbardziej jak matka i babcia potrafi! Jednak teraz przez swoją utraconą młodość, traciłam również i życie. Ale byłam pewna swojej decyzji. Nie miałam już sił na to wszystko, a nic nie zanosiło się w moim życiu na zmiany - tym bardziej na lepsze.
Odrywając się z osłupienia, rozejrzałam się wokół siebie, ponieważ nie wiedziałam gdzie się znajdywałam. Moim oczom ukazała się stacja PKP w pobliskiej miejscowości. Wiedziałam, że to było idealne miejsce. Na stacji było ciemno i nie było ani jednej żywej duszy, ponieważ ona była dość opuszczona, jednak pociągi często przez nią przejeżdżały. Poza tym było wiadomo, że o tej porze mało ludzi jedzie, a tym bardziej pociągami. Zerkając na rozkład jazdy, zorientowałam się, że za pięć minut powinien nadjechać pociąg, który jechał w kierunku Poznania. Musiałam to zrobić! Dlatego szybkim krokiem udałam się torami. Doskonale wiedziałam, że kawałek za stacją jest taki ostry zakręt. To właśnie przed nim chciałam to zrobić! Że kiedy maszynista wyjedzie z zakrętu i mnie zauważy, nie będzie już w stanie zahamować! A to, że była już prawie noc dodatkowo mnie ucieszyło, że nawet jeśli by ktoś był, to nikt nie będzie mnie w stanie zauważyć. Raczej nie było takiej możliwości!
Kiedy dotarłam do planowanego miejsca, jeszcze raz rozejrzałam się dookoła siebie, po czym od razu położyłam się na torach. Słyszałam jak moje serce mocno waliło. Ze strachu? A może wyliczało sekundy mojego życia? Tak właśnie nadchodził właśnie wielki koniec historii mojego życia. To właśnie tutaj miało dojść do tragedii! To tutaj cząstki mojego ciała miały się rozsypać na kawałeczki, niczym szkło. To tutaj moje serce przestanie bić i w końcu... odejdę.
Wpatrując się w gwiazdy, które pięknie świeciły i migotały na niebie, uśmiechnęłam się do jednej z nich, która świeciła najjaśniej z nich wszystkich. Wiedziałam, że była moja! To ona wyczuwała ostatnie minuty, sekundy mojego życia. Wtedy z rozmyślań, wytrącił mnie odgłos nadjeżdżającego z oddali pociągu...
___________________________________________________
''Zrób to, uczyń to,
co masz do stracenia,
Ten świat nie zawierzy ci nic,
a przysporzy cierpienia,
Życie jest zachłanne,
rozkazem dalej żyć,
Lecz jak długo mam w gehenny kręgu tkwić?
Ile można ronić łez,
tracić świadomości,
Skończ to – mówią nie,
a
w drodze przemyślenia,
spełnisz wkrótce wiernie,
tchórzliwe zamierzenia.
Dopełnisz obietnicy w ten mroczny dzień,
A potem wraz z zachodem słońca,
Twoja dusza odejdzie w cień, w niepamięć,
Ty jednak już wybrałeś,
Już cię nie ma,
Już nie istniejesz tak jak dawniej
istniałeś''
Właśnie z pomocą tej piosenki
napisałam ten jakże trudny i ciężki rozdział
Komentujcie :*