wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 33

Kilka dni później.

     Każdy dzień był dla mnie udręką. Męczarnią. Piekłem. Wszystko wydawało się identyczne. Każdy dzień wyglądał podobnie od poprzedniego. Na niczym mi szczególnie nie zależało. Do szkoły chodziłam już tylko z przyzwyczajenia. Nauka kompletnie przestała mnie interesować. Nie skupiałam się na żadnej lekcji i jeśli ktoś by mnie spytał o czym był temat, nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Myślami błądziłam zupełnie gdzie indziej. Odpływałam. Każdą przerwę spędzałam na ulubionym parapecie. Ludzie przestali zwracać na mnie jakąkolwiek uwagę. Na lekcjach bardzo rzadko się zdarzało, abym przyłapywała kogoś na spojrzeniu, tak samo było z ludźmi, którzy mijali mnie na korytarzach. Wcześniej dostrzegałam zdziwione spojrzenia skierowane w moją stronę, lecz zawsze udawałam, że tego nie zauważałam. Wiedziałam, że ci ludzie mieli mnie za dziwadło! Za osobę, która nie miała przyjaciół, znajomych i nic ją innego nie obchodziło, poza własnymi myślami, problemami. Z czasem ludzie przestawali się na mnie dziwnie gapić i wręcz uciekali wzrokiem w inną stronę, gdy mnie spostrzegali. Nauczyciele również przestali patrzeć na mnie z politowaniem i się dopytywać. Nawet oni zaczęli mnie traktować jak powietrze. Zachowywali się jakby zdążyli już pogodzić się z tym, że kiedykolwiek wrócę do świata żywych i zacznę się uczyć. Jednak było mi na rękę to, że mieli mnie gdzieś, bo nie musiałam się nikomu spowiadać z moich problemów. Chociaż chwilami było mi tak cholernie ciężko. Czułam się cały czas senna i zmęczona. Czasami wydawało mi się, że byłam duchem i snułam się po szkolnych korytarzach, nie pozostając przez nikogo zauważonym. Samotność była moim własnym wyborem, jednak czasami zaczynałam żałować tej decyzji.
     Siedząc bezczynnie na lekcji, pochłonięta nad tymi właśnie rozmyślaniami, nagle usłyszałam swoje imię. Rozejrzałam się nerwowo po klasie i z zaskoczeniem zauważyłam, że wszystkie spojrzenia były skierowane w moim kierunku. Zdezorientowana spojrzałam na Sojkę, która przypatrywała mi się z niepokojem i zapytała ponownie:
- Amelio, przypomnisz nam jaki był temat ostatnich zajęć?
Zerknęłam na swój otwarty zeszyt, jednak zdałam sobie sprawę, że nie było w nim nic zapisane od dwóch tygodni. 
- Niestety, nie wiem... - odpowiedziałam nieśmiało.
- W takim razie zostaniesz po lekcji - postanowiła stanowczo Sojka i odwróciła wzrok w kierunku reszty klasy, kontynuując temat dzisiejszej lekcji.   
Westchnęłam ciężko i spoglądając na widok za oknem, po chwili znowu się zamyśliłam. Nie trwało to jednak długo, ponieważ po jakimś czasie zadzwonił dzwonek na przerwę. Niechętnie wstałam z ławki i wolno spakowałam swoje rzeczy do torby, po czym rozejrzałam się szybko, aby upewnić się czy wszyscy wyszli z klasy, pokierowałam się niepewnie w stronę wychowawczyni. Sojka przez cały ten czas przypatrywała mi się w taki sposób, że miałam wrażenie, że za moment zacznie mi czytać w myślach. Kiedy zdała sobie sprawę, że trwało to trochę dłużej niż jej się to wydawało, zmieszana wskazała mi miejsce w ławce na przeciw siebie. Siadając we wskazanym miejscu widziałam, że próbowała z całych sił ująć w słowa najlepiej jak potrafiła, to co miała mi do powiedzenia.
- Chciałabym wiedzieć co się z tobą dzieje, Amelio - zaczęła i spojrzała na mnie, upewniając się czy ją słuchałam - Znacznie opuściłaś się w nauce i przez jakiś czas przestałaś chodzić do szkoły. Powiesz mi dlaczego?
Nie wiedząc do końca co miałabym odpowiedzieć, wzruszyłam tylko ramionami. Widziałam jednak, że ta ''odpowiedź'' jej nie usatysfakcjonowała, więc zaczęła ciągnąć temat dalej.
- Nauczyciele bez przerwy na ciebie narzekają, na lekcjach notorycznie jesteś nie przygotowana do zajęć, na przerwach ciągle siedzisz smutna i przygnębiona, z nikim nie rozmawiasz. Martwię się o ciebie, dziecko! - wyrzuciła to z siebie jednym tchem Sojka. Spojrzałam na nią i czułam jak w jednej chwili, oczy momentalnie mi się powiększyły. W innym przypadku zaczęłabym krzyczeć, albo płakać, ale wiedziałam, że przy mojej wychowawczyni nie mogłam! Powiedziałabym wtedy o wiele za dużo i miałabym problemy. 
- Tym bardziej, że jestem twoją wychowawczynią i jestem w pewien sposób za ciebie odpowiedzialna. A przeglądając ostatnio twoje oceny z wszystkich przedmiotów, jestem tego pewna, że jeśli nadal będziesz nic nie robić to nie zdasz - stwierdziła Sojka, patrząc mi prosto w oczy. Widząc, że nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, kontynuowała - Amelio, proszę wytłumacz mi to wszystko! Dlaczego tak opuściłaś się w nauce i dlaczego chodzisz taka smutna? Czy stało się coś niedobrego? 
Sojka widząc, że byłam nieugięta, westchnęła i powiedziała po chwili:
- Jeśli mi nie odpowiesz, jestem zmuszona wezwać twoją mamę do szkoły, ponieważ to tak dalej być nie może! 
- Tylko nie to, proszę! - błagałam
- Niestety będę musiała to zrobić, jeśli mi nie odpowiesz szczerze.
Spuszczając głowę w dół, zaczęłam nerwowo przegryzać wargi. Nie wiedziałam co powiedzieć Sojce, aby dała mi spokój. Nie mogłam powiedzieć jej prawdy, a jeśli znowu bym nic nie powiedziała, miałabym problemy z matką.  
- Jestem w żałobie - rzuciłam pierwsze lepsze słowo, jakie przyszło mi na myśl - Moja koleżanka umarła. 
Spojrzałam po chwili na Sojkę i widząc jej minę, wiedziałam doskonale, że uwierzyła w kłamstwo. Była zaskoczona i jednocześnie wstrząśnięta tą wiadomością. 
- Tak mi przykro, Amelio! - powiedziała i miała zamiar wstać, aby mnie przytulić, jednak ja ją wyprzedziłam. Nienawidziłam przytulań, a tym bardziej z nauczycielami.
- Przepraszam, ale jednak trochę się śpieszę...
- A powiesz co się jej stało? Ta dziewczyna była z okolic? - dopytywała się Sojka, przyglądając mi się uważnie.
- Nie, ona była z Poznania - odpowiedziałam spoglądając w bok.
- Dobrze, w takiej sytuacji nie będę wzywała twojej mamy. To jest zrozumiałe. Ale obiecaj mi...
- Oczywiście, poprawię się w nauce na tyle ile jest to możliwe, proszę tylko dać mi trochę czasu. Sama pani rozumie, jest mi bardzo trudno się z tym wszystkim oswoić - powiedziałam i wstałam z krzesła z zamiarem wyjścia z klasy.
- Dobrze, Amelio! Pamiętaj, że jeżeli chciałabyś porozmawiać, zawsze jestem do twojej dyspozycji - oznajmiła Sojka i uśmiechnęła się lekko. 
- Do widzenia! - rzuciłam na odchodne i zamknęłam za sobą drzwi klasy, pojawiając się jednocześnie na zatłoczonym korytarzu. Zirytowana rozmową z wychowawczynią, zaczęłam przeciskać się między ludźmi, aby jak najszybciej dojść do drzwi wyjściowych szkoły i opuścić ten pieprzony budynek. Spuściłam głowę, marząc w tej chwili tylko o tym, aby znaleźć się w tym miejscu, gdzie teraz najbardziej pragnęłam. Mijając grupkę chłopaków, nagle niechcący walnęłam jedno z nich mocno w łokieć. Jednak nie zważałam na to. Zależało mi tylko, żeby jak najszybciej wyjść z tej szkoły. Nie dbałam o to, czy ten koleś zwijał się z bólu z mojego powodu, czy nie. Kompletnie mnie to nie obchodziło. Chciałam tylko odetchnąć, po tej trudnej rozmowie z Sojką. Nic więcej. 
Otwierając drzwi wyjściowe szkoły, poczułam na twarzy chłodny powiew jesiennego wiatru. Ruszyłam przed siebie, wiedząc doskonale, gdzie chciałam się teraz znaleźć. Musiałam to wszystko przemyśleć. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że umiałam tak dobrze kłamać. Wiedząc, że Sojka nie jest zbyt łatwowierną osobą, w przeciwieństwie do Oliwki, tym bardziej byłam z siebie dumna. A w tej chwili tylko jedno miejsce mogło mi pomóc to wszystko przeanalizować. Tory.



 

_________________________________________________

Wróciłam z krótkim rozdziałem, jednak zawsze coś :D
Ojej, tyle czasu mnie tu nie było ;c
Cóż, powiem prawdę..
Przez większość czasu kompa miałam w naprawie,
potem kiedy już go odzyskałam, zupełnie nie miałam
chęci pisać nowy rozdział. Masakra!
Dzisiaj obiecałam sobie, że muszę coś napisać,
bo już chcę mieć spokój we święta haha :D
No i mi się to udało, więc możecie być dumni.
Wenę nawet miałam i całkiem fajnie się pisało.
Nie wiem jak wyszło, więc oceniajcie,
być może uda mi się coś napisać jeszcze
przed Nowym Rokiem, ale to już
zależy od motywacji :D
A z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia..
Życzę Wam wesołych, spokojnych Świąt ;)
I dużo dużo inspiracji :-D
Pozdrawiam :*
 


wtorek, 30 września 2014

Rozdział 32

Z perspektywy Laury.

     Przeszukując nerwowo całą zawartość torebki, nagle poczułam czyjś dotyk na moim ramieniu. Zdezorientowana, odwróciłam głowę i zobaczyłam tuż za sobą Roberta, który ewidentnie po raz kolejny chciał do mnie zagadać. Odwracając szybko głowę, miałam zamiar zająć się dalszymi poszukiwaniami, jednak Robert nie pozwolił mi na to. Bez zastanowienia szarpnął mnie mocno za nadgarstek i sprawił, że odwróciłam się do niego przodem i stałam zaledwie kilka centymetrów od jego głowy.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział wpatrując się prosto w moje oczy. Przez moment poczułam strach. Bałam się tego co miał mi do powiedzenia! Tym bardziej, że wydawał się taki zestresowany i trochę skrępowany. To mnie bardzo zdziwiło, ponieważ zawsze wydawał się takim wyluzowanym, śmiałym i bezpośrednim chłopakiem.
Wiedziałam, że od jakiegoś czasu był we mnie zakochany. W każdy weekend, kiedy wybierałam się ze znajomymi na miasto, do klubu czy gdziekolwiek indziej, Robert szedł z nami. Można powiedzieć, że dołączył do naszej paczki. Nigdy nie byłam z tego powodu jakoś szczególnie zachwycona, tym bardziej, że nigdy nie byłam nim zainteresowana. Owszem, był najfajniejszym kolesiem z klasy, jednak wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie nic do niego poczuć.
- Nie mam czasu! Nie widzisz, że jestem zajęta? - zapytałam, unosząc lekko brwi. I nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się w stronę Karoliny, mając zamiar poprosić ją, aby pomogła mi odnaleźć moją komórkę. Jednak powstrzymałam się, kiedy zauważyłam, że przyjaciółka trzymała coś w ręku i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to była moja zguba.
- Mój telefon! A ja go wszędzie szukałam jak pojebana! No oddaj mi go do cholery! - nakrzyczałam, obrzucając Karolinę złowrogim spojrzeniem i odbierając od niej moją komórkę. 
- Spokojnie, chciałam tylko numer do tego kolesia, wiesz... - odparła spoglądając na mnie, a potem na Roberta, który nadal stał obok mnie i odeszła.
- To dasz mi szansę? - zapytał przybliżając się do mnie Robert. 
- Na co? - zapytałam zaskoczona.
- Na rozmowę - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Okej, ale tylko chwilkę. - oznajmiłam i oddaliliśmy się kilka kroków dalej. Nadal nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam, że się zgodziłam, ale postanowiłam go wysłuchać co miał mi do powiedzenia. Może to coś naprawdę ważnego?
Widząc, że Robert miał zamiar usiąść na pobliskiej ławce ja się odezwałam:
- Nie! Ja postoję jeśli ci to nie przeszkadza - powiedziałam i oparłam się plecami o ścianę. Nie minęła sekunda, a Robert znalazł się blisko mnie. Znowu stał na przeciw mnie, jak kilka minut temu i przyglądał mi się w ten znaczący sposób.
- Ja już dłużej nie mogę...  kiedy cię widzę to ja po prostu... - mówił spoglądając głęboko w moje oczy. Widziałam tą iskierkę w jego oczach. Wiedziałam co chciał mi powiedzieć!
- Dobra, nie chcę tego słuchać! - przerwałam mu i zasłoniłam rękoma uszy tak, aby nic nie usłyszeć, jednak na darmo, ponieważ po chwili Robert zdjął mi je i kontynuował:
- Nie przerywaj mi, proszę! Muszę ci to powiedzieć w końcu! Jesteś dla mnie ważna, Laura! Ja oszalałem na twoim punkcie.
- Proszę cię, ja naprawdę nie mogę... - szepnęłam i odruchowo odwróciłam głowę w stronę korytarza i wtedy nagle zauważyłam, że na jednym z parapetów siedziała Amelia. Wzrok miała utkwiony w jakimś punkcie za oknem. Wyglądała na totalnie przemęczoną i czymś bardzo zmartwioną. Już od dłuższego czasu ją taką widywałam, jednak teraz kiedy na nią spojrzałam, coś we mnie pękło. Wiedziałam, że coś musiało się poważnego stać! Wcześniej taka nie była. Była wesoła, uśmiechnięta, dobrze się uczyła, przyjaźniła się z Oliwią i Michałem, była szczęśliwa. Wydawało się, że to nie ta sama osoba co kiedyś. Najbardziej bolało mnie to, że tyle ludzi ją mijało na korytarzu, ale nikt nie zwrócił na nią kompletnej uwagi. Tak jakby była niewidzialna. Nic nie pragnęłam bardziej w tej chwili niż znaleźć się obok niej. Jednak w ostatnim momencie przypomniałam sobie o Robercie.
- Jesteś naprawdę spoko chłopakiem i bardzo cię lubię, ale... bardzo mi przykro, ja nie czuję tego samego co ty, Robert! Przepraszam. - powiedziałam i odbiegłam od niego. Widziałam, że słyszał to każdy kto stał obok nas, ale się tym kompletnie nie przejęłam. Dla mnie liczyła się tylko Amelia i to jak mogłam jej pomóc. Nie liczył się dla mnie żaden Robert! Mogłam się domyśleć jak musiał się teraz czuć, ale musiałam powiedzieć mu prawdę! Nie mogłam go okłamywać, bo jaki to byłby sens? Postawiłam po prostu na szczerość. Miałam tylko nadzieję, że chłopak się szybko z tego otrząśnie. 
Kiedy znalazłam się obok parapetu, na którym siedziała Amelia, poczułam ogromne wyrzuty sumienia. Powinnam wiedzieć, że tamtego dnia kiedy podałam jej swój numer telefonu, się nie odezwie. Już wtedy była czymś bardzo zmartwiona i wtedy tak strasznie płakała w tej łazience. Potem nie pojawiała się przez kilka dni w szkole. Już wtedy powinnam się tym zainteresować! A ja ciągle myślałam tylko o zabawie i imprezowaniu, kiedy tak naprawdę ona potrzebowała mojej pomocy! Było mi z tym okropnie głupio!
- Cześć! - rzuciłam na powitanie.
- Hej! - odpowiedziała, nadal nie odwracając wzroku od punktu za oknem, w który się wpatrywała od dłuższego czasu.
- Ej, Laura! Masz ognia? - zapytała Patrycja, która niespodziewanie pojawiła się obok mnie. Wyciągając niechętnie z kieszeni spodni zapalniczkę, podałam jej i spojrzałam odruchowo na Amelię. I ku mojemu zaskoczeniu, odwróciła wzrok od okna i wpatrywała się w Patrycję. Nie potrafiłam jednak dokładnie określić jakie to było spojrzenie. Widziałam w nim tyle złości i agresji, jak jeszcze nigdy dotąd. Patrycja natomiast zdawała się tego nie zauważyć, jak gdyby nigdy nic wyciągnęła z torebki paczkę papierosów i pokierowała się z nią prosto do łazienki. Po chwili Amelia znowu odwróciła wzrok i wpatrywała się w poprzedni punkt. Coś mi się tutaj nie zgadzało! Musiałam się dowiedzieć co się stało. Widziałam jak Amelia cierpiała.
- Powiesz mi co się dzieje?
- Nie potrzebuje litości! - odpowiedziała.
- Amelia! Co ty w ogóle gadasz! Ja się o ciebie martwię, bo widzę, że coś jest nie tak. Przecież wiesz, że możesz mi zaufać, prawda?
Amelia spojrzała na mnie niepewnie. Po chwili spuściła na moment wzrok i przegryzła wargi, po czym odwróciła się przodem w moją stronę i zapytała:
- Nie powiesz nikomu, prawda?
- Oczywiście, że nie! Możesz na mnie polegać - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej zachęcająco. Amelia odwróciła wzrok i zaczęła się wpatrywać tępo gdzieś w głąb korytarza. Nie patrzyła na nikogo, tylko bezcelowo błądziła wzrokiem gdzie tylko się dało. Widziałam jak była się z własnymi myślami. Tak jakby sama nie była do końca pewna czy ma mi o tym wszystkim powiedzieć. 
- Wiesz... ja po prostu zakochałam się... w nie tym facecie co trzeba - powiedziała i spojrzała na mnie bezradnym wzrokiem - Wydawało mi się, że naprawdę do siebie pasujemy i nadajemy się na tych samych falach. No, rzeczywiście tak było! Tyle, że on przez cały ten czas myślał, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, rozumiesz? - powiedziała lekko unosząc głos, jednak w ostatniej chwili się zorientowała, że nie byłyśmy same na korytarzu i dodała już cichszym tonem nie patrząc w moją stronę: - Najgorsze jest to, że ja przez te wszystkie, ostatnie tygodnie myślałam tylko i wyłącznie o nim! Nawet byłam z nim na tej randce... ale oczywiście dla niego to nic nie znaczyło! Dla niego to było przyjacielskie spotkanie... - dokończyła, z ledwością powstrzymując się od płaczu. Kiedy spojrzała na mnie tym wzrokiem pełnym łez, bólu i rozczarowania, nie pragnęłam nic bardziej niż ją przytulić. 
- Nie, to nie jest najlepszy pomysł! Nie tutaj! - stwierdziła stanowczo Amelia, rozglądając się na różne strony, czy aby nikt nie przyglądał się nam. 
- Wiem, że to musi być dla ciebie bardzo przykre i bolesne. Z pewnością to nie jest za fajne uczucie, wiem coś o tym! - powiedziałam, głaskając ją po ramieniu na pocieszenie, po chwili spuściłam wzrok i dodałam - Ech, sama dzisiaj miałam podobny... hmm, problem. Bo kolega wyznał mi miłość, a ja po prostu dałam mu kosza. Oczywiście powiedziałam mu, że nic do niego nie czuję, ale i tak głupia sprawa bo on teraz będzie cierpiał. Dopiero twoje słowa teraz mi to uświadomiły.
- No, z pewnością nie jest to najlepsze uczucie, uwierz! Mogłaś chociaż dać mu szansę, może z czasem coś byś do niego poczuła. 
- Wątpię, wolałam być wobec niego szczera. Nie mogę tak po prostu powiedzieć mu, że możemy spróbować być razem, skoro i tak wiem w głębi, że nic z tego nie będzie. Po za tym znasz moje życie, ja nie umiem tak jak ty...
- Aaa, no tak zapomniałam. Przecież ty i ta twoja paczka potraficie tylko ranić innych ludzi! Nie dacie szansy komuś komu naprawdę zależy, bo wolicie mieć tysiąc innych chłopaków i zabawiać się z wszystkimi naraz. Nie mylę się prawda? 
- To nie jest do końca tak! Ale zobacz, Amelia! Jesteś wściekła i dałabyś szansę każdemu bo wiesz jakie to uczucie, kiedy ktoś kogo kochasz tak po prostu cię... rzuca, zrywa znajomość. Ale to jego wina, to on był dupkiem i musisz to zrozumieć! Rozumiem, że możesz czuć się zagubiona w tym wszystkim, ale spróbuj...    
- A co ty możesz o tym wiedzieć? Sama mówisz, że spławiłaś dzisiaj jednego, więc co ty rozumiesz!? Może i masz trochę racji, że czuję się zagubiona w tym wszystkim... ale ty chyba naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jak może czuć osoba odrzucona! - krzyczała na mnie i szybko wytarła łzę, która spłynęła jej po twarzy, tak aby nikt nie zauważył.
- Spokojnie, Amelia! - próbowałam uspokoić dziewczynę, widząc kątem oka, że wiele par oczu patrzyło się w naszą stronę - Rozumiem co ty czujesz, bo kiedyś, dawno temu przechodziłam przez coś podobnego. Każdy przechodził! Ja wiem, że masz depresję i jest ci naprawdę z tym ciężko... może miałabyś ochotę gdzieś wyskoczyć? Myślę, że to by ci pomogło - zaproponowałam, uśmiechając się lekko.
- Nie mam teraz na to ochoty - odparła i popatrzała na mnie pustym wzrokiem, po czym dodała - Przepraszam, ale chcę zostać sama.
Zanim się zorientowałam Amelii już nie było. Zostałam sama z mnóstwem kotłujących się myśli po głowie. Byłam prawie pewna, że Amelia nie powiedziała mi wszystkiego. Na pewno nie. Nie wiedziałam jednak, czy Oliwia miała coś wspólnego z tą sprawą, ale wiedziałam jedno: że to również przez nią Amelia była taka rozbita.  





___________________________________________________
 Siemaa :D
Rozdział nowy jest jak widać.
Nie wyszedł on tak jak chciałam, żeby wyglądał
ale chyba aż tak źle nie jest? :p
No i pojawił Robert - nowy bohater :D
To była taka spontaniczna decyzja,
po prostu żeby było ciekawiej.
ale jak to wyszło to tylko wy możecie ocenić..
A co do komentarzy to jestem w szoku!!!
Nigdy u siebie na blogu nie widziałam ich aż tyle :D
Jestem naprawdę z tego powodu szczęśliwa!
Jesteście naprawdę wspaniałymi czytelnikami, dziękuje :*
A wasze blogi postaram się teraz jakoś po nadrabiać
bo mam trochę zaległości hah.
I to chyba tyle. Jeszcze raz dziękuuje :**
I do następnego ;)
Pozdrawiam:*
 
 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 31

Trzy dni później.

     Z każdym dniem wszystko wydawało mi się coraz trudniejsze. Czułam się zagubiona i coraz ciężej było mi uporać się samej z faktem, iż próbowałam odebrać sobie życie. Ciągle wracałam myślami do tego feralnego dnia i łzy same cisnęły mi się do oczu. Za każdym razem, kiedy zamykałam oczy widziałam oślepiające światła zbliżającego się pociągu i przerażoną twarz Weroniki usiłującej mnie ściągnąć z torów. Ta dziewczyna naprawdę się o mnie bała! Ciężko było mi sobie zdać tego sprawę, ale gdyby ona nie miała zamiaru jechać tym pociągiem, który miał mnie potrącić, już dawno nie istniałabym na tym świecie. Ten pociąg zabił by mnie! Gdyby Weronika nie pojawiła się wtedy, kiedy chciałam to zrobić, to naprawdę byłby ze mną koniec. Czasami bardzo trudno było mi się oswoić z tą myślą. Bywały momenty, że bałam się rzeczywistości i otaczającego mnie świata. Czułam się jak takie niemowlę, które nie jest do końca świadome, że żyje na świecie. Wszystko wydawało mi się przerażające i zarazem beznadziejne. Ale wtedy przypominałam sobie o Weronice i mimowolnie na moje usta wkradał się lekki uśmiech. Moje dotychczasowe życie było ogólnie rzecz biorąc - beznadziejne! Jedynie znajomość z Weroniką sprawiała, że przestawałam czasami na moment myśleć o mojej szarej, monotonnej codzienności. Jak dotąd niewiele osób poznawałam w swoim życiu, jednak ona wydawała się być naprawdę w porządku. Tamtego dnia, po tych wszystkich traumatycznych przeżyciach, przegadałyśmy ze sobą całą noc. Potrzebowałam właśnie takiej rozmowy i wsparcia. Na początku trudno było mi się otworzyć przed Weroniką. Nadal byłam w głębokim szoku i nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa, a szczególnie wtedy, kiedy zapytała dlaczego chciałam to zrobić. Ona nie nalegała, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Potem ona zaczęła opowiadać mi o swoim życiu i problemach. Z biegiem czasu, nie wiedząc nawet dokładnie kiedy, zaczęłam opowiadać o swoim. Wydawało mi się, że przez te kilka godzin opowiedziałyśmy całe swoje życie. Weronika mieszkała w Poznaniu. Przyjechała tutaj, aby zaopiekować się swoją chorą babcią, ponieważ tak naprawdę nikt inny nie mógł tego zrobić. Jej rodzice byli bardzo zapracowanymi ludźmi. Dla nich nic innego się nie liczyło poza pracą i pieniędzmi. Weronika nie potrafiła tego zrozumieć, miała do nich sporo żalu. Widać, że bardzo bolało ją to jak traktowali oni babcię. Z tego co opowiadała, była bardzo z nią zżyta i też bardzo ją kochała. Nie chciało mi się wierzyć, kiedy powiedziała, że miała nawet problemy z tym, aby tutaj przyjechać. Jej rodzice gdy się dowiedzieli od razu wpadli w szał. To wszystko było takie okropne! Weronika twierdzi, że przeprowadzi się tutaj, od razu po maturze, ponieważ kończyła ostatnią klasę liceum. Mówiła, że nic ją w Poznaniu nie trzyma, po za szkołą i znajomymi. Chciała jak najszybciej wynieś się od rodziców. Z tego co z jej opowiadań wynikało, Weronika wydawała się być zupełnym przeciwieństwem jej rodziców. Przyznała mi się, że nawet kiedyś podejrzewała, że oni nie są jej biologicznymirodzicami, ale była zadziwiająco podobna do swojej matki i też ma babcię, która na pewno nie zataiła by przed nią tak ważny fakt. Z babcią była bardziej szczera, niż z kimkolwiek. Powiedziała mi też, że bała się zostawić babcię samą, ale podczas zakupów poznały sąsiadkę, która mieszkała na tym samym osiedlu co babcia. Była w podobnym wieku, toteż miały wspólne tematy do rozmów. Weronika poprosiła kobietę, aby od czasu do czasu odwiedzała babcię, ponieważ chciała by ktoś miał na nią oko. Bardzo bała się, ale od kiedy poznały sąsiadkę, to Weronika uspokoiła się i postanowiła wrócić do domu. Wiedziała doskonale, że będzie miała trochę zaległości w szkole, a tym bardziej, że niedługo miała maturę. Po tym wszystkim co mi opowiedziała, zaczęłam i ja opowiadać o swoim życiu oraz o tym co mnie spotkało. Opowiedziałam jej o mojej sytuacji w domu, z Olkiem, o mojej przyjaźni z Oliwią i Michałem, o zemście jaką wymyślił i o tym jak Oliwię w to wmieszał i oczywiście o mojej niespełnionej miłości do Adriana. Weronika była przerażona i nie potrafiła przez chwilę wydobyć z siebie słowa, po moich wyznaniach. Nie wierzyła, że ktoś może być tak podły jak Olek w stosunku do swojej siostry, czyli do mnie. Widziałam, ze bardzo przejęła się tym i mi współczuła. A ja poczułam ogromną ulgę, kiedy opowiedziałam jej to wszystko. Wiedziałam, że Weronika jest dla mnie zupełną obcą osobą, ale czułam, że mogłam jej zaufać. Mimo tych wszystkich przykrych wydarzeń, które wydarzyły się tamtego dnia, cieszyłam się, że poznałam w życiu taką osobę jak ona. Weronika okazała się być bardzo miłą, sympatyczną, dobrą i pomocną dziewczyną. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, kiedy opowiadała jak ważna jest dla niej babcia i zrobiła by dla niej wszystko. Dowiedziałam się również tego, że jest wolontariuszką w schronisku dla zwierząt. Kiedy opowiadała mi jak bardzo kocha te zwierzaki i o tym, że gdyby mogła to każdego zabrała by do siebie do domu, zrozumiałam, że ona była niesamowita. Była taka dobra, pomocna. Byłam pewna, że tacy ludzie już nie istnieją na tym świecie, że została cała masa przebrzydłych hien z paskudnym wnętrzem. Jednak kiedy poznałam Weronikę, zrozumiałam jak bardzo się myliłam! Kiedy miał nadjechać jej pociąg nad ranem, aż żal było nam się rozstawać. Czułyśmy się dobrze w swoim towarzystwie i wydawało nam się, że znamy się od lat, a nie zaledwie kilka godzin. Na pożegnanie wymieniłyśmy się numerami telefonów. Do tego czasu Weronika zdążyła zadzwonić 4 razy, aby upewnić się czy wszystko ze mną w porządku. Ona cały czas się o mnie martwiła. To było naprawdę fajne uczucie, że kogoś obchodziłaś, że możesz na kogoś liczyć. Fajnie było chociaż na chwilę oderwać się od tej przykrej rzeczywistości. 
     Trzaskając mocno drzwiami, wyszłam z mieszkania. Włożyłam swoje czarne słuchawki do uszu, po czym włączyłam ulubioną muzykę, oraz założyłam kaptur na głowę i pokierowałam się w kierunku nielubianej szkoły. Postanowiłam ruszyć się z domu, aby nie słuchać mamy jak powtarzała każdego dnia, że marnowałam swoje życie. Zrobiłam to tylko z tego powodu. Wiedziałam, że miałam mnóstwo nieusprawiedliwień i zaległości, ale tak naprawdę było mi to wszystko obojętne! Byłam wykończona niekończącą się monotonnością i brakiem pomysłu na życie. Jedynie znajomość z Weroniką była chwilową odskocznią od tego wszystkiego. Teraz wszystko wydawało mi się jeszcze gorsze, niż wcześniej. W nocy było jeszcze gorzej, ponieważ wszystko wracało z podwójną siłą. Wracały wspomnienia. Czasami bardzo ciężko było udawać przed mamą, a tym bardziej przed Olkiem, że wszystko było dobrze. Gdyby Olek wiedział co przeżywałam, miałby ogromną satysfakcję ze swojego czynu. Może nawet posunął by się wtedy do czegoś o wiele gorszego? Cały czas musiałam mieć się na baczności! Ale bardzo ucieszyłam się, kiedy wróciłam do domu i zobaczyłam w swoim pokoju, że ta kartka pożegnalna leżała na swoim miejscu. Miałam szczęście, że nikt ją nie zdążył przeczytać, ponieważ wtedy musiałabym się ostro tłumaczyć. Miałabym przerąbane! Cały czas musiałam uważać, udawać, że jest lepiej. Niestety czasem po prostu nie potrafiłam! Mama zauważyła, że ostatnio coraz mniej rozmawiam i coraz mniej jadłam. Od razu poruszyła temat, że powinnam w tym wieku cieszyć się życiem, otrząsnąć się z tego wszystkiego i wziąć się w garść. Nie rozumiałam jej! Czasami jednego dnia mówiła jedno, a drugiego co innego. Wydawała mi się w takich chwilach, że zupełnie mnie nie rozumiała i miała mnie po prostu gdzieś! Tak naprawdę nie miała pojęcia o moich problemach i o tym co przeżywałam. Wczoraj chciała porozmawiać i zaproponowała, abym poszła do psychologa. Przez chwilę myślałam, że żartowała. Nie chciało mi się wierzyć, że mama chciała mnie tam wysłać! Od razu zaprzeczyłam, że ja nie miałam zamiaru tam chodzić. Ja nie byłam chora! Każdy powinien swoje problemy rozwiązywać sam, a nie jacyś obcy ludzie za kogoś! A czy oni w ogóle byli w stanie pomóc? Pomóc mi? Gdybym powiedziała im, że miałam zamiar popełnić samobójstwo, wtedy była by afera! Jednak ja nie miałam zamiaru tam się pojawić i zwierzać im się z mojego życia! Musiałam poradzić sobie z tym sama. Tylko w jaki sposób? Czy w ogóle taki istniał?
     Przebijając się przez szkolny korytarz, widziałam te wszystkie fałszywe mordy. Każdy był pochłonięty rozmową, czy też pisaniem smsów. Każdy zdawał się mojej obecności nie zauważyć. Jak dla mnie było lepiej! Mijając Michała i Oliwię, którzy rozmawiali nad czymś bardzo poważnie, również poczułam się nie zauważona. Jakby niewidzialna. Przed moment zrobiło mi się przykro, ale postanowiłam to olać. Nasza znajomość się już dawno skończyła i nie warto było do tego wracać.
     Siadając na swoim ulubionym parapecie, sięgnęłam do torby i zaczęłam poszukiwać zeszytu z biologii, ponieważ ona była dzisiaj pierwszą lekcją i chciałam przypomnieć sobie ostatnie tematy. Spoglądając przelotnie na korytarz spostrzegłam kątem oka, że ktoś mi się przyglądał. Kiedy mój wzrok pokierował się w kierunku tamtej osoby, zorientowałam się, że patrzył na mnie tamten chłopak z parku. Zirytowana, szybko odwróciłam wzrok. 


_________________________________________________
Przepraszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział.
Zawaliłam i wiem o tym. :/
Miał się pojawić już wcześniej, ale nie wyszło.
Poprawię się, obiecuję :)
Co do rozdziału to taki trochę o niczym, ale musiał 
się pojawić, ponieważ bez niego byłaby taka luka..
Ale już niedługo... :D
No, zobaczycie. Zapraszam do komentowania! ;)
Przypominam, że komentarze naprawdę motywują!
A im więcej ich jest, tym szybciej
chce się pisać następny rozdział :)
Bardzo jestem ciekawa waszych szczerych opini.
Pozdrawiam :*
 


środa, 16 lipca 2014

Rozdział 30

Tego samego dnia.

     Przerażona, otworzyłam szeroko oczy i dotknęłam ręką swojej klatki piersiowej, tak jakbym chciała ostatni raz poczuć, usłyszeć bicie własnego serca. Gdzieś w głębi poczułam ogromną panikę i strach. Przełykając głośno ślinę, spojrzałam jeszcze raz na ciemne niebo i miliony gwiazdek migoczących na nim. Po chwili poczułam swoje łzy, które spływały po moim zimnym policzku. Wiedziałam, że to był definitywny koniec. Ostateczne pożegnanie z samym sobą. Z życiem. Jednak czy aby dobrze wybrałam? Czy będąc gdzieś daleko poza Ziemią, będę żałowała tej decyzji? Nie! Nie było już odwrotu. To właśnie tutaj i w tej chwili miało dojść do wypadku. Wszystko było dokładnie i precyzyjnie obmyślane. Jednak z każdą sekundą, w głębi czułam narastający we mnie paniczny strach. Tak cholernie się bałam! Wtedy nagle gdzieś z oddali usłyszałam czyjeś wołanie, krzyk. Zdezorientowana odwróciłam głowę i spostrzegłam za sobą osobę, która biegła w moją stronę z dwoma walizkami, targając je za sobą. Po chwili jednak zrezygnowała z nich ta osoba i zostawiła je gdzieś nieopodal, po czym znowu zaczęła biegnąć w moim kierunku. Po długich włosach, które rozwiewały się w powietrzu, rozpoznałam, że to była dziewczyna. Zmieszana i jednocześnie podirytowana sytuacją, postanowiłam podnieść się tak, że po chwili byłam w pozycji siedzącej. Kiedy dziewczyna była już dostatecznie blisko mnie, wycedziłam ze złością w głosie, która we mnie aż kipiała.
- Idź sobie stąd! Nie widzisz, że mi przeszkadzasz...?
- Na litość Boską! Dziewczyno, ty wiesz co ty w ogóle wyprawiasz? Zejdź z tych torów puki nie jest jeszcze za późno! Ty chyba naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, co ty robisz! - krzyczała nieznajoma wymachując energicznie rękami.
- Nie zamierzam się wycofać! Ciebie też nie chcę słuchać! Kim ty jesteś, aby mi mówić co mam robić? Wynoś się stąd i zapomnij o całej tej sytuacji. Zapomnij o mnie! - rzuciłam ledwo dosłyszalnie i przetarłam dłonią łzy, które bezwładnie spływały po policzku, po czym spojrzałam wyczekująco na nieznajomą. 
- I tak po prostu się poddajesz? Nie wątpię, że miałaś jakiś naprawdę poważny powód, ale nie możesz tego zrobić! - powiedziała dziewczyna całkowicie ignorując moje błagania i spoglądała co chwilę na miejsce, z którego za moment miał nadjechać pociąg. Widziałam po jej oczach, że była równie przerażona jak ja, jednak ta nie miała zamiaru odpuścić - Ja nie pozwolę na to, rozumiesz? Nie dopuszczę do tego! - powiedziała z determinacją w głosie i ruszyła w kierunku zakrętu.
- Utrudniasz mi to! - krzyknęłam
- Wiem! Ale nie mam innego wyjścia, jestem zmuszona zatrzymać ten pociąg...
- Proszę, nie rób tego! Nie powstrzymuj go! - krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam.
Potem wszystko wydawało mi się jak w zwolnionym tempie. Zdziwiona dziewczyna zawróciła i po chwili pojawiła się obok mnie. Zaczęła krzyczeć do mnie. Natomiast ja zdawałam się nie słyszeć żadnego dźwięku, poza stukaniem nadjeżdżającego pociągu. Słyszałam, że zbliża się on do tego przeklętego zakrętu. Wtedy poczułam jak adrenalina uderza z prędkością światła do mojej głowy sprawiając, że źrenice zrobiły mi się szersze, a serce z każdą sekundą szybciej biło. Popatrzałam pół przytomnym wzrokiem na nieznajomą dziewczynę, która szarpała mnie z całych sił, krzyczała i usiłowała ściągnąć mnie z torów, jednak bezskutecznie, ponieważ ja zawzięcie się ich trzymałam. Widziałam w oczach nieznajomej tyle strachu, lęku i paniki. Byłam pewna, że zaraz się rozpłacze z bezradności. Było za późno na zatrzymanie pociągu! Wtedy z zakrętu nadjechał pociąg, który totalnie nas oślepił. Dziewczyna próbowała jeszcze raz mnie ściągnąć z torów, ale tym razem odepchnęłam ją od siebie sprawiając, że upadła gdzieś obok. Ja widziałam tylko jak pociąg zbliżał się do mnie coraz to bliżej. Światła jego mnie totalnie oślepiały. Nagle z tego transu oderwał mnie przeraźliwy pisk zatrzymującego się pociągu, wtedy niewiele myśląc, śmiertelnie przestraszona szybko wstałam i uciekłam. Nie wiedziałam gdzie biegłam, chciałam być tylko jak najdalej stąd. Kiedy obróciłam się na moment,  zobaczyłam, że pociąg stanął i wyszedł z niego jakiś facet, który najprawdopodobniej był konduktorem i pokierował się prosto do miejsca gdzie przed chwilą miało miejsce całe to zdarzenie. Odwracając szybko głowę, postanowiłam dalej biec przed siebie. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że nie miałam dokąd pójść. Rozglądając się dookoła siebie zobaczyłam, że znajdywałam się na jakimś totalnym odludziu. Wokół mnie było mnóstwo drzew, krzaków i dość wysoka trawa, która przeważała w tym miejscu. Bezcelowo błądząc po dużej trawie, postanowiłam w końcu zawrócić. Nie wiedziałam gdzie miałam się podziać, a nie chciałam wracać do domu. Nie byłam jeszcze gotowa zmierzyć się z rzeczywistością! W końcu zupełnie opadnięta z jakichkolwiek sił, usiadłam na jakimś pniu i szczelnie zakryłam dłońmi swoją twarz. Czułam się zagubiona i totalnie rozbita wewnętrznie. Nagle wtedy usłyszałam nieopodal zbliżające się jakieś kroki w tym kierunku. Siedziałam jak sparaliżowana, nie próbując się nawet poruszyć. Przez chwilę bałam się, że to mogło być jakieś zwierzę z lasu. Ale odetchnęłam z ulgą, kiedy nagle usłyszałam głos swojej tajemniczej wybawicielki.
- Szukałam cię - powiedziała dziewczyna, ciągnąc za sobą dwie, duże walizki. Byłam zdziwiona jak ona zdołała przez taką trawę przyjść tu z nimi.
- Jak mnie tu znalazłaś? - zapytałam nieufnie.
Nieznajoma wzruszyła ramionami, położyła obok mnie walizki i usiadła sobie wygodnie na jednej, po czym spojrzała na mnie niepewnie i odpowiedziała:
- Intuicja - odparła, po czym utkwiła wzrok w ziemii. Patrząc na nią przez te kilka sekund, nagle zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam najważniejszego.
- Wiesz, chciałam cię bardzo przeprosić, że cię wtedy popchnęłam... byłam przerażona... to wszystko było takie... - przerwałam, aby zebrać jakoś myśli. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że jeśli nawet bardzo bym chciała, nie mogłam tego opisać. 
- Spokojnie, już jest wszystko okej. - powiedziała, unosząc lekko jeden kącik ust w górę. Odwracając wzrok, spojrzałam gdzieś w dal i nagle posmutniałam. Pomiędzy nami również zapadła długa cisza. Nie była to niezręczna cisza, lecz przyjemna. Dziewczyna doskonale rozumiała jak musiałam się czuć, po tym co przeżyłam. Dziękowałam jej w głębi, za to, że nic nie mówiła i tak po prostu przy mnie była. A przecież tak naprawdę była dla mnie zupełnie obcą osobą! Jednak prawda była taka, że dała mi więcej wsparcia i zrozumienia niż moi najbliżsi. Czasami takie osoby okazują się lepsze, niż ci najbliżsi i najlepsi znajomi, którzy na każdym kroku próbują cię zniszczyć, jak się potem o tym dowiadujesz. Czasami taka przypadkowa znajomość potrafiła dać więcej, niż ci wszyscy razem wzięci. To prawda! Ta dziewczyna uratowała mnie przed czymś najgorszym! Uratowała mi życie! Jej słowa, krzyki na torach sprawiły, utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie chciałam tego tak naprawdę zrobić! Byłam wtedy całkowicie bezradna. Nikogo przy mnie nie było, nikt nie powiedział mi, nie doradził co mam zrobić. Czułam się tak cholernie samotna, że nie wiedziałam co zrobić ze swoim życiem. Potem kiedy pojawiła się ta nieznajoma dziewczyna zrozumiałam, że to co chciałam zrobić było najgorsze z możliwych rzeczy. 
Nagle wybuchnęłam niepohamowanym płaczem, którego nie byłam w stanie kontrolować. Nie zauważając nawet kiedy, dziewczyna podeszła do mnie i mnie mocno przytuliła. Od razu poczułam jak wielki ciężar spada z mojego serca.
- Ejj, nie płacz! Już jest wszystko w porządku! - powiedziała dziewczyna i nagle oderwała się, spojrzała na mnie i wykrzyknęła radośnie potrząsając mną: - Ty żyjesz!
- To ty mnie tak naprawdę uratowałaś! Boże, gdyby nie ty... odeszłabym - stwierdziłam, próbując samą siebie w tym fakcie uświadomić.
- Gdyby mnie nie było, zapewne sama wystraszyłabyś się i uciekła... więc tak czy inaczej... przeżyłabyś.
- Wiesz, jeszcze pół godziny temu myślałam zupełnie inaczej... naprawdę chciałam popełnić samobójstwo. Nie miałam już po prostu sił radzić sobie z tymi wszystkimi problemami. Wykańczało mnie to! Potem to wszystko działo się tak szybko i zanim się zorientowałam leżałam na torach... potem pojawiłaś się ty. Boże, ja nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć! Przecież jeszcze kilka sekund i było by po mnie. Kiedy ten pociąg zbliżał się do mnie... potem mnie zauważył i zaczął hamować... myślałam, że już jest za późno... dzieliło nas kilkanaście metrów... To było przerażające i straszne...- przerwałam na moment swój monolog, aby popatrzeć przez chwile w oczy swojej towarzyszki, po czym dodałam: - Będę ci dłużna do końca życia. 
- To uważaj bo teraz będziesz musiała spełniać każde moje zachcianki! - ogłosiła, po czym zaśmiała się tak pięknie, melodyjnie, że aż usta otworzyłam ze zdziwienia, co oczywiście nie uszło uwadze mojej towarzyszki - Tak, wiem co chcesz powiedzieć. Mam dość specyficzny śmiech. A z tymi zachciankami żartowałam oczywiście. Tak w ogóle to mam na imię Weronika, a ty? - uśmiechnęła się dziewczyna i wyciągnęła swoją dłoń w moją stronę. 
- Amelia, miło mi cię poznać. Szczerze muszę przyznać, że poznałyśmy się w dość nietypowy sposób. - powiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
- A ja się cieszę, że ty żyjesz, dziewczyno! Amelia, mam do ciebie pewną propozycję. Mój pociąg już właśnie odjechał... a następny mam dopiero nad ranem. Co ty na to, żeby spędzić tutaj kilka następnych godzin w miłym towarzystwie? - zapytała Weronika uśmiechając się zachęcająco. 
- Jasne, z przyjemnością! - odpowiedziałam 

 
  ___________________________________________

W końcu pojawił się! :D
Tak, więc mamy taki mały happy end czy coś w tym stylu.
Co do końcówki nie jestem do końca pewna
bo trochę śpieszyłam się, ale najwyżej później poprawię.
No i mamy nową bohaterkę - Weronikę :)
Postaram się jeszcze dziś umieścić jej zdj w bohaterach ;p
A co Wy o niej myślicie?
Jak Wam się podoba rozdział?
Komentujcie, to naprawdę motywuje! :D
Pozdrawiam :* 

    

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 29

Tego samego dnia.

     Odkładając długopis, obok bezwładnie leżącej kartki, na której napisałam wiadomość do mamy, wstałam z krzesła z zamiarem wyjścia z pokoju. W ostatniej chwili, jednak odwróciłam się gwałtownie, podeszłam do biurka, wzięłam do rąk kartkę i zaczęłam się w nią tępo wpatrywać. Próbowałam samą siebie uświadomić, że to co miałam zamiar zrobić było prawdą. Po chwili zacisnęłam mocno powieki, aby powstrzymać z całych sił łzy napływające do oczu i po upłynięciu kilku sekund otworzyłam je. Spojrzałam jeszcze raz na pożegnalny list, który nadal trzymałam w ręce, po czym odłożyłam go na biurko i ułożyłam w sposób najbardziej widoczny dla oczu. Odwracając głowę, rozejrzałam się dokładnie po moim pokoju, jakbym była w nim pierwszy raz. Pragnęłam zapamiętać każdy kąt, zakamarek, każdą rzecz w mojej własnej samotni. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie ile wspomnień było związanych z moim pokojem. To była taka moja jedyna, własna, prywatna przestrzeń. Błądząc wzrokiem po pokoju, nagle zatrzymał się on na plakatach moich byłych idoli. Pamiętałam, że jako takie małe dziecko, szalałam wręcz na ich punkcie i ich muzyki. Potem nawet nie wiedziałam kiedy dokładnie przestali mnie oni interesować, a plakaty mi nigdy nie przeszkadzały, więc nigdy nich nie ściągałam.
Obrzucając beznamiętnym spojrzeniem resztę rzeczy, które przywoływały we mnie wspomnienia, poczułam, że moje oczy się robią wilgotne. Postanowiłam więc wyjść z tego pokoju, raz na zawsze i zatrzasnąć za sobą mocno drzwi, tak aby nie kusiło nigdy więcej do nich zaglądać. Kierując się wolnym krokiem w stronę schodów, nadsłuchiwałam uważnie czy ktoś znajdywał się w mieszkaniu. Modliłam się w duchu, aby nikogo nie było, przede wszystkim mamy. Nie byłabym w stanie spojrzeć jej w oczy i tak po prostu sobie iść. Odejść. 
     Kierując się w stronę przedpokoju, cicho zakradłam się do szafki z butami i założyłam pierwsze lepsze jakie wpadły mi w ręce. Natomiast na cienką bluzkę, którą miałam na sobie, włożyłam ciemną, skórzaną kurtkę, po czym mając zamiar wyjść z mieszkania na dobre, odwróciłam głowę ostatni raz i spojrzałam smutnym wzrokiem na znane mi kąty od urodzenia. Jednak nikogo w nim nie było. Na szczęście! Tak bardzo pragnęłam tutaj zostać i popłakać w samotności. Ciągle nie byłam w stanie uwierzyć, że opuszczam ten dom. Opuszczam te życie. Dlatego ledwo powstrzymując się od płaczu, wybiegłam niemalże natychmiast z mieszkania. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, zdziwiona rozejrzałam się dookoła siebie i zauważyłam, że na dworze panował już zmrok. Nie miałam pojęcia, że tak długo sama siedziałam zamknięta w pokoju. A gdzie mama, Olek? Cały dzień wydawał mi się być jednym wielkim nieporozumieniem. A może moje istnienie było takim właśnie wielkim nieporozumieniem?
     Wdychając głęboko powietrze do ust i je wolno wydychając, postanowiłam w końcu ruszyć się z miejsca. Poczułam jak chłodny wiatr nagle uderzył w moją twarz, sprawiając tym samym, że rozwiał mi włosy na różne strony. Jednak nie przeszkadzało mi to. Doskonale wiedziałam co miałam teraz zrobić, gdzie iść. Chodziło mi to po głowie już od dłuższego czasu, lecz bałam się przyznać do tego przed samą sobą. Potrzebowałam tylko takiego porządnego kopa w tyłek, by się na to zdobyć. To nie tylko była wina Adriana! To również wina mojego brata, Olka, Oliwii, że posunęłam się do takiego czynu. Dopiero kiedy dostałam list od Adriana zrozumiałam, że to koniec. Nie ma szans, abym mogła się wyleczyć z takiej miłości! To wszystko było bez sensu. Zostałam sama jak palec. Dla kogo miałam żyć i po co? Cały czas musiałabym udawać, męczyć się, kłamać... A po co to wszystko? Wolałam zaoszczędzić tego sobie. Przede wszystkim sobie!
     7 października - nigdy nie przypuszczałabym, że ta dzisiejsza data będzie tak ważna w moim życiu. Będzie wyryta grubymi literami na moim nagrobku. I znowu ludzie będą mówić: ''To ta 17-latka co popełniła samobójstwo...''. A może nawet będą gadać gorsze rzeczy? ''To kolejna ta co nie dała rady? Co się poddała? Co ma słabą psychikę?''. Dobrze, że mnie już nie będzie na tym świecie! Wolałam mieć tą pewność, że będę smażyła się w piekle, niż żyła z ludźmi z którymi na każdym kroku cię krzywdzą, ranią, nienawidzą. Czyż to nie było lepsze wyjście? 
     Najbardziej jednak żałowałam tego, że tak niewiele rzeczy przeżyłam, że praktycznie niczego w życiu nie doświadczyłam, do niczego nie doszłam. Pragnęłam studiować medycynę. Chciałam leczyć ludzi chorych, pomagać im w każdy możliwy sposób oraz ratować im życie. Tak bardzo chciałam się jeszcze w życiu na coś przydać! Chciałam jeszcze zrobić coś dobrego dla tego okrutnego świata. Potem dopiero założyć rodzinę, mieć przy sobie Tego wymarzonego mężczyznę, mieć trójkę wspaniałych dzieci. Chciałam żyć do końca, spełniać się zawodowo, zostać żoną, mamą, babcią. Widzieć jak te wszystkie dzieci dorastają. Kochać je z całego serca, najbardziej jak matka i babcia potrafi! Jednak teraz przez swoją utraconą młodość, traciłam również i życie. Ale byłam pewna swojej decyzji. Nie miałam już sił na to wszystko, a nic nie zanosiło się w moim życiu na zmiany - tym bardziej na lepsze. 
     Odrywając się z osłupienia, rozejrzałam się wokół siebie, ponieważ nie wiedziałam gdzie się znajdywałam. Moim oczom ukazała się stacja PKP w pobliskiej miejscowości. Wiedziałam, że to było idealne miejsce. Na stacji było ciemno i nie było ani jednej żywej duszy, ponieważ ona była dość opuszczona, jednak pociągi często przez nią przejeżdżały. Poza tym było wiadomo, że o tej porze mało ludzi jedzie, a tym bardziej pociągami. Zerkając na rozkład jazdy, zorientowałam się, że za pięć minut powinien nadjechać pociąg, który jechał w kierunku Poznania. Musiałam to zrobić! Dlatego szybkim krokiem udałam się torami. Doskonale wiedziałam, że kawałek za stacją jest taki ostry zakręt. To właśnie przed nim chciałam to zrobić! Że kiedy maszynista wyjedzie z zakrętu i mnie zauważy, nie będzie już w stanie zahamować! A to, że była już prawie noc dodatkowo mnie ucieszyło, że nawet jeśli by ktoś był, to nikt nie będzie mnie w stanie zauważyć. Raczej nie było takiej możliwości! 
     Kiedy dotarłam do planowanego miejsca, jeszcze raz rozejrzałam się dookoła siebie, po czym od razu położyłam się na torach. Słyszałam jak moje serce mocno waliło. Ze strachu? A może wyliczało sekundy mojego życia? Tak właśnie nadchodził właśnie wielki koniec historii mojego życia. To właśnie tutaj miało dojść do tragedii! To tutaj cząstki mojego ciała miały się rozsypać na kawałeczki, niczym szkło. To tutaj moje serce przestanie bić i w końcu... odejdę.
     Wpatrując się w gwiazdy, które pięknie świeciły i migotały na niebie, uśmiechnęłam się do jednej z nich, która świeciła najjaśniej z nich wszystkich. Wiedziałam, że była moja! To ona wyczuwała ostatnie minuty, sekundy mojego życia. Wtedy z rozmyślań, wytrącił mnie odgłos nadjeżdżającego z oddali pociągu...  

          
  ___________________________________________________

 
''Zrób to, uczyń to,
co masz do stracenia,
Ten świat nie zawierzy ci nic,
a przysporzy cierpienia,
Życie jest zachłanne,
rozkazem dalej żyć,
Lecz jak długo mam w gehenny kręgu tkwić?
Ile można ronić łez,
tracić świadomości,
Skończ to – mówią nie,
a w drodze przemyślenia,
spełnisz wkrótce wiernie,
tchórzliwe zamierzenia.
Dopełnisz obietnicy w ten mroczny dzień,
A potem wraz z zachodem słońca,
Twoja dusza odejdzie w cień, w niepamięć,
Ty jednak już wybrałeś,
Już cię nie ma,
Już nie istniejesz tak jak dawniej istniałeś''



 Właśnie z pomocą tej piosenki
napisałam ten jakże trudny i ciężki rozdział
Komentujcie :*

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 28

Tego samego dnia.

     Trzymając nerwowo w dłoni list, który dostałam kilkanaście minut temu, starałam za wszelką cenę powstrzymać łzy napływające do oczu. Niestety nie było mi to dane, kiedy mój wzrok doczytał najbardziej bolesny fragment listu. W jednej chwili łzy z oczów popłynęły niczym fontanna powodując, że spływały po mojej rozgrzanej twarzy i bezwładnie opadały na kartkę, którą trzymałam w ręce. Próbowałam zacisnąć usta, aby nie wydobył się z nich żaden dźwięk, jednak nie mogłam. Nie w tym momencie. Po chwili z moich ust wydobył się cichy, spazmatyczny szloch, nad którym nie byłam w stanie zapanować. Przed oczami zamazał mi się obraz, powodując, że nagle niemiłosiernie rozbolała mnie głowa. Bezsilna, położyłam się na łóżku na nowo zanosząc się szlochem. Cichy szloch, po chwili szybko zamienił w histeryczny płacz, którego już w ogóle nie mogłam kontrolować. Czułam, że z każdym oddechem narasta we mnie coraz więcej bólu, żalu, gniewu. To było nie do zniesienia! Dlaczego życie musiało być aż tak okrutne? Dlaczego Adrian dał mi ten cholerny list? Dlaczego musiałam tak cierpieć? Przecież powinien dobrze wiedzieć, że takie listy tylko pogarszają sprawę. Sprawiają tylko kolejny powód do zmartwień, pozostawiają w nas ogromne rany, psują psychikę człowieka. Adrianowi nie mogło zależeć na tym, abym poznała prawdę, on chciał tylko zagłuszyć swoje poczucie winy i mieć święty spokój. Ode mnie! Zapewne zrobił to dla swojej dziewczyny, Patrycji, aby nic nie stanęło im na drodze do szczęścia. Przecież oboje byli tacy zakochani, a ja byłam tylko ich przeszkodą. Nic nie wartą przeszkodą. Podeptaną przez świat, bez żadnych wyjaśnień. Co z niego za ''przyjaciel'' skoro nie raczył mi powiedzieć o swojej nowej miłości? Może nie chciał zapeszać? Co on widział w tej Patrycji? To tak strasznie bolało. Za każdym razem kiedy w myślach wymawiałam sobie jej imię, gotowało się we mnie. Nienawidziłam jej, nienawidziłam jej imienia i wszystko co było z nią związane. Nie mogłam zrozumieć dlaczego akurat to ją wybrał. Co ona miała w sobie takiego, że go to tak zauroczyło? A może nie patrzył na nią pod względem osobowości i charakteru, tylko pod względem wyglądu? Czyżby okazał się aż tak pustym chłopakiem? A może jest inaczej, może to tylko jakaś głupia, podstępna gra mojego brata? A Adrian był w nią tylko zamieszany tak jak Oliwia? Nie, to niemożliwe, przecież sama widziałam Adriana z Patrycją w parku. Olek nie mógł tego wymyślić, chociaż w głębi serca tak bardzo na to liczyłam. Niestety było inaczej, jak sam napisał w liście, Adrian naprawdę kochał Patrycję...
     Wyczerpana, z trudem podniosłam się z łóżka i przetarłam dłońmi twarz mokrą od łez. Zdekoncentrowana, nie byłam sobie stanie przypomnieć czy ktoś był w domu. Jednak w tej chwili miałam to zupełnie gdzieś. Nie miałam sił, by zamartwiać się takimi drobnostkami, kiedy moje życie było na krawędzi ogromnej przepaści. Czułam, że moja depresja, z każdym dniem pogłębia się jeszcze bardziej. Do tej pory żyłam złudną nadzieją, że być może jednak coś jednak zmieni się w moim życiu, tym razem na lepsze. Niestety nic bardziej mylnego! Moje życie to pasmo ciągłych, niekończących się nieszczęść i rozczarowań. Nagle stanęła przed oczami mi sytuacja w jakiej znajdowałam się niespełna trzy tygodnie temu. Kiedy korespondowałam sobie z Mateuszem, jednak on po jakimś czasie znudził się mną i napisał mi te kilka gorzkich słów, które tak bardzo mnie zabolały. Zdałam sobie sprawę, ze to bardzo podobna sytuacja w której się teraz znajdywałam. Z tym, że teraz było o wiele gorzej. Byłam zakochana nieszczęśliwie! A to chyba jedna z najgorszych rzeczy jaka może się przytrafić człowiekowi. 
     Wpatrując się bezsensownie w list, po raz kolejny wzięłam go do ręki. Nie czytałam go, lecz przyglądałam się jego pismu. Skupiona tylko i wyłącznie na tym pomyślałam, że ja nie chcę tak żyć - bez niego. Nie poradziłabym sobie z tym sama. To nie miało prawa się udać! Kolejny raz przeczytałam całą zawartość listu, po czym odłożyłam go obok, a on bezwładnie spadł z łóżka, prosto do mojej podręcznej torby. Nie miałam sił, znowu po niego sięgać. Z resztą za każdym razem, kiedy go czytałam poczułam ten okropny ból w sercu. Poczułam dosłownie jakby mi igłę wkuł prosto w serce. Po chwili na moją twarz spłynęła kolejna porcja łez. Miałam tego dość! Nie byłam w stanie co pięć minut płakać, nie miałam już na to sił. To mnie wykańczało! Nie byłam w stanie dalej żyć cierpieniem i rozczarowaniem. To jednak nie dla mnie. 
     ''Wtedy, właśnie w takim momencie jak ten, przychodzą do głowy takie pomysły, które niby przez całe życie ciągle człowiekowi chodzą po głowie, jednak nikt nie ma tyle odwagi, by się na to zdobyć. To właśnie następuje w takich momentach, w których wiesz, że to wszystko już nie ma sensu, że po prostu z góry się poddajesz. I nic cię wtedy nie powstrzyma...''
     Wstając pewnym ruchem z łóżka, podeszłam do biurka i usiadłam obok na krześle. Z szuflady wyciągnęłam czystą kartkę i długopis. Rozkładając się wygodnie na krześle, wzięłam niepewnie do ręki długopis, po czym ciężko westchnęłam i napisałam:

Mamo!

Doskonale pamiętam Twoje słowa, przy naszej ostatniej rozmowie.
Pamiętam jak powiedziałaś, że Adrian nie był mnie wart
oraz to, że wszystko będzie dobrze.
Wiem, że powiedziałaś to w dobrej wierze, wtedy
nawet jeszcze sama w to wierzyłam.
A tak naprawdę tylko głupie, nic nie znaczące słowa!
I sama o tym dobrze wiesz.
Wiem, że może znienawidzisz mnie za to co zrobiłam,
ale ja już nie potrafię dłużej tak żyć!
NIE POTRAFIĘ!!!
To tylko i wyłącznie mój wybór i moja decyzja.
Mam nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi za to co zrobiłam.

Twoja wiecznie kochająca córka - Amelia.


 ______________________________________
 Hej! W końcu udało mi się napisać ten rozdział,
a niestety łatwo nie było.. ale w końcu jest:)
Bardzo ciekawa jestem waszej reakcji..
Wiem, że może niektórzy nie tego się 
spodziewali,za co przepraszam..
Ale w końcu nie trzymam tu nikogo na siłę,
komu się podoba to czyta i komentuje,
komu nie - trudno. 
Jednak bardzo dziękuje tym co ze mną są ciągle:D
I motywują mnie do dalszego pisania.
Serdecznie dziękuję :*
I do napisania :*