sobota, 31 maja 2014

Rozdział 26

Dwa dni później.

     Wpatrując się w zdjęcie, na którym były dwie, małe, szczęśliwe dziewczynki, poczułam jak w gardle rośnie mi wielka gula, a oczy wilgotnieją. Łatwo można było wywnioskować po tym zdjęciu, że dziewczynki bardzo się kochały i były dla siebie prawie jak siostry. Nierozłączne. Zdjęcie te robiła moja mama, w dniu moich ósmych urodzin. Po lewej stronie zdjęcia była mała, drobna blondynka - Oliwia w takich śmiesznych okularkach, które nosiła będąc dzieckiem. A obok niej ja, mała i również drobna szatynka, uśmiechnięta od ucha do ucha z aparatem ortodontycznym na zębach. Na głowie zaś miałam taki ogromny, słomiany kapelusz, który w chwili kiedy zdjęcie zostało zrobione zupełnie spadł mi na oczy. Zdjęcie było tak niesamowicie zabawne, a szczególnie te nasze bezcenne miny na nim, że za każdym razem kiedy wyciągałam te zdjęcie z szuflady, nie obyło się bez śmiechu. Obie na tym poszczególnym zdjęciu wyglądałyśmy tak radośnie i beztrosko. Miałam jeszcze więcej takich zdjęć, lecz nie chciałam ich oglądać. Nie chciałam się jeszcze bardziej rozklejać. Z trudem było mi się przyznać, ale tęskniłam za Oliwią. Za naszymi wspólnymi wspomnieniami, wygłupami. W końcu przeżyłyśmy razem więcej niż pół naszego życia. I miałam to tak po prostu wymazać z pamięci? Nawet gdybym chciała, nie mogłam. Nie da się, ot tak jak za pstryknięciem palca o kimś zapomnieć tym bardziej, jeżeli ta osoba nas w jakiś sposób skrzywdziła. Zawsze ta blizna pozostaje w sercu. Ale zawsze też można wybaczyć, jeśli bardzo tęskni się za tą osobą i wiesz, że nie możesz bez niej żyć. Ja natomiast nie byłam gotowa, aby wybaczyć Oliwce. I być może nigdy jej nie wybaczę, za to co zrobiła. Okazała się być podłą, dwulicową świnią. Po za tym widać, że w ogóle nie zależało jej na naszej przyjaźni. Tak jakby pogodziła się z faktem, że już jej nigdy nie wybaczę i happy life. Niepotrzebnie tylko traciłam czas na rozpamiętywanie tych chwil, skoro ona już dawno o nich zapomniała.
     Odkładając zdjęcie na stolik, odruchowo ręką przetarłam twarz i sięgnęłam po herbatę, która zdążyła już wystygnąć. Zirytowana wstałam i wylałam zimną już herbatę do zlewu w kuchni. Mając zamiar zrobić sobie jeszcze jedną, nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. A z tego powodu, że nikogo nie było w domu, musiałam je otworzyć. Zamyślona pokierowałam się wolno do przedpokoju i kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam osobę, której najmniej bym się tutaj spodziewała. 
- Michał? - zapytałam totalnie zaskoczona jego obecnością. W jednej chwili przeleciało mi przez myśl, że może przyszedł tu w sprawie Oliwii. Może chciał nas pogodzić. Nie, to niemożliwe, przecież Michał stanął po stronie swojej dziewczyny i teraz tak nagle zmienił by zdanie? 
- Masz chwile? - zapytał pytaniem na pytanie, przyglądając mi się od stóp do głów z nieudawanym zdziwieniem i przerażeniem. Spoglądając na siebie, od razu wiedziałam w czym rzecz. Podpuchnięta twarz, podkrążone oczy od łez, włosy w totalnym nieładzie, stara,wynoszona koszulka, którą miałam na sobie i czarne szorty - tak wyglądałam na co dzień, od kilku dni. Przestałam o siebie dbać, codzienny płacz stał się dla mnie normą, przestało mi na czymkolwiek zależeć. Dopóki w moim życiu nie pojawił się Adrian, szkoła była dla mnie najważniejsza. Wtedy miałam jakieś marzenia, cel w życiu. Szkoła, oceny, matura i wymarzone studia z Oliwią. A teraz wszystko wywróciło się do góry nogami. I jakoś nie wygląda, żeby cokolwiek miało się zmienić w moim życiu. Chyba, że na gorsze!
Natykając się na spojrzenie Michała, wyczekującego na moją odpowiedź, bez słowa, otworzyłam szerzej drzwi i ruchem ręki zaprosiłam go do środka. 
- Usiądziesz? - zaproponowałam.
- Nie, dzięki. Ja tylko na chwilę - powiedział jak zwykle spokojnym i opanowanym tonem. Spoglądając w jego oczy, zdałam sobie sprawę jak bardzo za nim tęskniłam. Za moim dawnym przyjacielem. Tylko co to za przyjaciel skoro stanął po stronie swojej dziewczyny? Mimo wszystko kochałam go za te wszystkie jego świetne pomysły, organizacje i głównie za to, że on jako jedyny, w przeciwieństwie do mnie i Oliwii zawsze potrafił zachować zimną krew. Tęskniłam za dawnym Michałem.
- Nie przychodził bym do ciebie. - powiedział, po czym szybko spuścił głowę. Po jego słowach zrobiło mi się jakoś nieprzyjemnie przykro. - Nie przychodził bym wcale, gdybym nie musiał - dodał, po czym sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z nich lekko wymiętą kartkę, poskładaną na cztery części i podał mi ją - To od Adriana.
Oczy momentalnie mi się zaszkliły, kiedy usłyszałam Jego imię. W głowie miałam mnóstwo pytań, na które na ani jedno nie znałam odpowiedzi. Bezradnym wzrokiem spojrzałam na Michała i spytałam:
- Dlaczego osobiście mi go nie dał? Dlaczego nie odpisał na żadnego mojego esemesa, tylko dał mi ten głupi, cholerny list? - nakrzyczałam ledwo powstrzymując się od płaczu.
- Spokojnie, Amelia! Nie wiem dlaczego tego nie zrobił, naprawdę. Chciał tylko, żebym przekazał ci ten list.
- Ty wiesz o całej sytuacji, prawda? 
- Nie do końca... - westchnął - W tym liście masz wszystko wyjaśnione. 
Z bijącym sercem, spojrzałam na kartkę, którą trzymałam w ręce i smutno uśmiechnęłam się do Michała.
- Wybacz, ale coś od początku czułem, że do siebie nie pasujecie - oznajmił, a za chwilę poczułam na ramieniu lekki uścisk jego dłoni i pokierował się do wyjścia. Nie zważając na jego słowa poszłam do góry, do pokoju i rozłożyłam się na łóżku. Słyszałam jak moje serce prawie wyrywało się z klatki piersiowej. Z jednej strony bałam się tego co przeczytam w tym liście, a z drugiej chciałam znać prawdę. Niewiele myśląc szybko wzięłam do ręki list i go otworzyłam.  Słowa zapisane na kartce papieru jednak sprawiły, że łzy zakręciły mi się w oczach i szybko spłynęły na moją twarz. 

 ________________________________________

Ciemność...
Pustka...
Załamanie...
Ściga mnie potwór zwany życiem...
Plecie swą ogromną, pajęczą sieć
I tylko czeka na bezbronną osobę
Zbyt słabą, żeby się bronić...
Złapał mnie...świat...
Wgryza się we mnie jak zaplątaną w sieci muchę
Pożera mnie, wgryza się we mnie coraz głębiej i głębiej
Nie widzę już jasności...
Nadzieja prysła...
Promień zgasł...
A świat wgryza się we mnie...
Pożera mnie...
W całości...
Do granic...
Ja już nie istnieję...


 CZYTASZ - KOMENTUJESZ


czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 25


     Opierając się o framugę drzwi wejściowych, dokładnie obserwowałam z daleka każdy ruch brata. Widziałam doskonale, że spojrzał ze zdziwieniem w moją stronę i szybko odwrócił głowę udając, że coś robi przy blacie w kuchni. I wiedziałam także, że się mnie boi. Olek bał się tego, że w każdej chwili mogłam mamie, lub komukolwiek powiedzieć o tym co mi zrobił. Miałam go w garści. Dlaczego nie chciałam nic z tym zrobić? Zemścić się, albo wykorzystać to w jakiś sposób? Chyba zwyczajnie nie miałam na to sił. Chociaż w głębi serca czułam taką wewnętrzną satysfakcje z tego powodu. Cieszyłam się, że mam Olka z głowy, przynajmniej na jakiś czas. Ale tak naprawdę nie umiałam się szczerze cieszyć się z tego powodu, kiedy przed chwilą dopiero co runął cały mój świat. I to właśnie przez niego! Jak mogłam się cieszyć z tego powodu, kiedy tak naprawdę wcale nie było mi do śmiechu?
     Pogrążona w myślach, oprzytomniałam kiedy usłyszałam kroki skierowane w tę stronę. Kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam malujący się grymas niezadowolenia na jego twarzy. Kiedy zatrzymał się obok mnie, przez sekundę poczułam ogromny stach, który czułam za każdym razem, kiedy Olek zbliżał się do mnie niebezpiecznie blisko. Bałam się, że znowu może mi coś zrobić tym bardziej, że mamy nie było w domu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy stojąc z trzy kroki ode mnie, sięgnął do szafki po swoje stare trampki. Widocznie wychodził gdzieś z domu, a ja tak panikowałam! Kiedy założył już trampki na nogi i otworzył drzwi, znowu obdarzył mnie takim dziwnym spojrzeniem, którego ciężko było mi zinterpretować. Nie mogąc się powstrzymać w ostatniej sekundzie, kiedy patrzył na mnie, ukazałam mu swój koniuszek języka. Ale w ostatniej chwili tego pożałowałam. Bałam się, że za moment tu wróci i mi coś powie, albo... postanowiłam, więc w myślach policzyć sobie do pięciu, ale głośny łomot mojego serca nie pozwolił mi na to, kiedy usłyszałam zbliżające się kroki i odgłos skrzypiących drzwi. Stojąc jak sparaliżowana, z bijącym sercem, zacisnęłam oczy i czekałam aż Olek podejdzie do mnie i szczeli mi prosto w twarz, tak jak wtedy. 
- A co ty tu robisz? - dopiero kiedy usłyszałam głos mamy, otworzyłam oczy upewniając się, czy słuch mnie nie mylił. Kiedy zobaczyłam przed sobą mamę, patrzącą na mnie ze zdumieniem i zastanawiającą się czy aby na pewno ze mną wszystko w porządku, odetchnęłam z ulgą.
- Nic takiego - odpowiedziałam i pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Kiedy w końcu znalazłam się w swojej samotni, bezwładnie opadłam na łóżko i dałam upust swoim łzom, które powoli spływały po moim policzku. To wszystko było takie beznadziejne! Takie dziwne, chore, niesprawiedliwe, głupie, bezcelowe. Całe moje życie to pomyłka. To stek bzdur, niespełnionych marzeń, planów. A co z tego mam? Odtrącona miłość i fałszywa przyjaźń. A tak doskonale pamiętam słowa Oliwii: ''Adrian to cudowny chłopak i nigdy Cię nie skrzywdzi!'' Jak mogłam kiedyś w to wierzyć?


____________________________________________
 Jestem z nowym rozdziałem :)
Wiem, trochę jest o niczym i taki 
beznadziejnie smutny i przede wszystkim krótki :/
Przepraszam! Już w następnym rozdziale
będzie trochę więcej wydarzeń i oczywiście będzie dłuższy.
Z resztą sami zobaczycie ;p
I wybaczcie mi za ten rozdział, chciałam opisać
tylko tą depresję Amelki...
A co do wierszy, to nie będą się one pojawiały
w każdym rozdziale. Mam nadzieję, że zrozumiecie!
No i to tyle. Zapraszam do komentowania;)
Nowy rozdział już niedługo. 
Pozdrawiam :*
 

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 24


- Amelia, ty płaczesz? - zapytała mama, która nagle pojawiła się łazience i stanęła obok kabiny prysznicowej. Zdezorientowana odwróciłam wzrok od lustra i spojrzałam jej prosto w oczy. Wyglądała na zmartwioną i jednocześnie na zmęczoną. Widać było, że te służbowe wyjazdy nie wyszły jej na dobre.
- Nie widać?! - odburknęłam nieco zachrypniętym głosem.
- Chciałam wziąć prysznic, bo śpieszę się do pracy, ale... - powiedziała, po czym wskazała palcem na kabinę i miała zamiar coś jeszcze dodać, ale jej szybko przerwałam.
- Nie ma sprawy, ja już wychodzę... nie przeszkadzaj sobie, cześć - powiedziałam i pokierowałam się w stronę drzwi ze spuszczoną głową. 
- Ami, poczekaj! - słysząc głos swojej rodzicielki, odwróciłam głowę w jej stronę i spojrzałam na nią z nadzieją w oczach - Porozmawiamy?
- Dobrze - odpowiedziałam i patrzyłam jak na twarzy mamy pojawia się szeroki uśmiech. Ona się zawsze tak pięknie uśmiechała. Miała taką jakby magiczną moc w swoim uśmiechu, z którego można było wyczytać, że wszystko będzie dobrze. Zawsze czułam się wtedy taka bezpieczna i pełna niesamowitej energii. Ten uśmiech działał na mnie jak balsam, ale do czasu. A teraz kiedy mama tak promiennie się do mnie uśmiechała, nie czułam już nic. Nie czułam już tego przypływu energii, nie czułam tej świadomości, że jestem bezpieczna, i że wszystko będzie dobrze. Wszystko się zmieniło od chwili kiedy Olek mnie pobił. Od tamtej chwili wszystko stało się dla mnie trudniejsze i czułam taki ciężar w sercu, nosiłam to w sobie każdego dnia. To było potworne. 
- To ja się tylko umyję i zaraz do ciebie przyjdę - powiedziała rodzicielka zamykając za sobą drzwi, na co ja tylko przytaknęłam głową i pokierowałam się do salonu. Z fotela zabrałam swój ulubiony, szary koc, który zawsze mnie ogrzewał w chłodne dni. I pokierowałam się z nim do przedpokoju, na kanapę i przykryłam się nim. Czułam się jeszcze gorzej, niż zwykle. Zarówno psychicznie jak i fizycznie. Jednak sama przed sobą musiałam przyznać, że najbardziej brakowało mi właśnie rozmowy z kimś. Nie chciałam już dłużej tego wszystkiego dusić w sobie, z resztą na dłuższą metę chyba tak się nie dało. Wiedziałam, że mamie mogłam zaufać. Teraz już tylko mamie. Oczywiście, nie miałam zamiaru mówić jej o Olku i o tym co mi zrobił. Nie potrzebnie tylko zamartwiałaby się tym, a zupełnie jej to nie było potrzebne. I w tym momencie nagle przed moimi oczami ukazał się ten piękny uśmiech mamy. Ja też kiedyś się tak uśmiechałam, wiele osób mówiło mi, że mam podobny uśmiech do mamy. Ja natomiast nigdy nie widziałam podobieństwa, kiedy uśmiechałam się do lustra. Teraz uśmiech na mojej twarzy to rzadkość. Zamiast tego zaczęłam coraz częściej płakać. Nie wiedziałam czy to czasem nie wpływało źle na cerę, ale miałam to gdzieś. Adriana i tak moja cera nie obchodziła. Nikogo to nie obchodziło. Nigdy. Z jednej strony nawet jestem wdzięczna Olkowi za tą jego zemstę. Z biegiem czasu zauważyłam jakich miałam przyjaciół. Takich, których nie życzyłabym nikomu.
Nagle moje rozmyślania przerwało przekręcenia zamka i otwarcie drzwi od łazienki, których wyłoniła się mama. Miała na sobie tylko różowy ręcznik, którym się owinęła. Musiałam przyznać, że wyglądała bardzo seksownie. I do tego jeszcze te wilgotne włosy, które opadały jej na ramiona. Trudno było się dziwić, że mama miała takie powodzenie i oglądają się za nią wszyscy faceci, nawet ci w moim wieku. Czasem czułam się jak takie brzydkie kaczątko, idąc gdzieś z mamą na zakupy, a wszyscy patrzą się tylko na nią. Jednak od kąt pamiętam mama zawsze sobie powtarzała, że nie potrzebny jej już żaden mężczyzna do szczęścia. To tatę najbardziej na świecie kochała i mówiła, że nikogo już nie jest w stanie tak bardzo pokochać jak jego. Mama bardzo imponowała mi tym. I najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że z jednej strony mamie zazdrościłam i była tak jakby moją rywalką, a z drugiej ją podziwiałam i byłam z niej bardzo dumna. Jednak nigdy nie zamieniłabym ją na żadną inną. Bardzo ją kochałam.
- Już jestem, kochanie. Musiałam się przebrać - powiedziała siadając obok mnie - To pogadamy w końcu? Od mojego przyjazdu zamieniłyśmy chyba tylko dwa zdania. Telefonu też ode mnie nie odbierałaś, mogę wiedzieć dlaczego?
- A nie musisz czasem lecieć do pracy? - zmieniłam szybko temat.
- Jeszcze zdążę. Odpowiesz na moje pytanie? - powiedziała obdarzając mnie jednym ze swoich surowszych spojrzeń.
- Zapomniałam oddzwonić. 
- Jaasne! - rzuciła z ironią.
- Nie pójdę dzisiaj do szkoły, mamo. Chyba ją rzucam... - oznajmiłam, jednak kiedy napotkałam wzrok mamy, natychmiast pożałowałam swoich słów. 
- Co takiego? A matura? Studia? Dziecko, ty nie wiesz co ty mówisz!
- Tylko krzyczeć potrafisz! A nie zapytasz się co się stało? Nie interesuje cię to już, prawda? - zapytałam z lekko uniesionym głosem.
- Dobrze - powiedziała łagodniejszym tonem - Przepraszam. Zacznijmy od początku. Dlaczego chcesz rzucić szkołę? Co się takiego wydarzyło?
Przez kolejne kilka sekund, kiedy nastała cisza pomiędzy nami, a mama oczekiwała mojej odpowiedzi, nagle moje oczy się zaszkliły i niepohamowanie wybuchnęłam głośnym płaczem. Nie kontrolowałam tego. Nie potrafiłam już w ogóle kontrolować swoich emocji! Mama przytuliła mnie, a ja w końcu poczułam w sercu taką ogromną ulgę, że mam jakieś wsparcie, że mam się komu wypłakać. Po kilku minutach, kiedy emocje opadły, wytarłam oczy starannie chusteczką i w końcu zdobyłam się na powiedzenie tego, o czym od kilku dni myślałam dwadzieścia cztery godziny na dobę. 
- Mamo, poznałam niesamowitego chłopaka... wydawało mi się, że jest między nami to coś, wierzyłam w to... ale przed wczoraj widziałam go z inną dziewczyną, z jedną z przyjaciółek Laury. Obściskiwali się i całowali. Jak ich zobaczyłam... serce mi pękło. 
- I przez niego chcesz zawalić szkołę? Amelia, świat nie kończy się na chłopakach! Spójrz na mnie...
- Ale on był wyjątkowy! Bardzo zależało mi na nim, mamo... i zależy nadal. 
- Ami, jesteś jeszcze taka młoda! Masz jeszcze dużo czasu na znalezienie chłopaka. Z resztą jeszcze nie jednego będziesz miała, zobaczysz. A tego... olej, widocznie nie był ciebie wart.
- Teraz czuję tylko obojętność. Nadal mnie to wszystko bardzo boli, ale ja już nie mam sił, żeby o to walczyć... 
- Dobrze, dzisiaj sobie odpoczniesz, spotkasz się z Oliwią, może wyciągnie cię gdzieś do kina... zobaczysz, przejdzie ci.
- Mamo, ja już się z nią nie przyjaźnię - powiedziałam spuszczając głowę w dół - Zerwałam całkowicie z nią kontakt.
- Ale jak to? Nie rozumiem już...
- Oliwia zrobiła coś czego była nie powinna robić i tym właśnie pokazała jaka z niej była przyjaciółka. W głębi serca jeszcze myślałam, że będzie mnie przepraszać, tłumaczyć się... cokolwiek, a ona już nawet do mnie nie podejdzie... mamo ja już naprawdę mam dość tego wszystkiego! Olek, Oliwia i jeszcze do tego wszystkiego dochodzi Adrian. Ja już nie mam nikogo, mamo! Proszę cię, zostanę przez kilka dni w domu, dobrze? Muszę to wszystko sobie poukładać, nie wiem co dalej...
- Oczywiście, córeczko! Wiem, że teraz jest ci ciężko, ale zobaczysz, że jeszcze wszystko będzie dobrze, naprawdę - powiedziała i przytuliła mnie znowu do siebie. Jak dobrze, że miałam mamę! Mogłam czuć jej obecność, bliskość, zapach żelu pod prysznic...
- Mamo, przecież ty miałaś iść do pracy.
- Ojej, całkiem wypadło mi z głowy. To ja lecę, córciu!
Zanim się zorientowałam mamy już nie było. Ale dobrze zrobiła mi ta rozmowa, co prawda nie była ona długa, ale poczułam się o wiele lepiej. Cieszyłam się, że mogłam odpocząć trochę w domu, z resztą wiedziałam, że nie byłam w stanie zmierzać się codziennie z tym samym, widując w szkole codziennie te same twarze, szczególnie Oliwii i Michała romansujących na szkolnych korytarzach. Musiałam zrobić sobie przerwę od szarej codzienności.
Idąc sobie po schodach, do swojego pokoju, zastanawiałam się nad tym czy mama kiedykolwiek się jeszcze zakocha i czy będzie jeszcze z kimś szczęśliwa. Cóż, sądząc po tym co ciągle powtarza, to nie sądzę. I chyba nawet bym nie chciała, żeby kogoś znalazła. To nie byłoby to samo, a teraz jest przecież wspaniale. Czego potrzeba więcej do szczęścia? Taa, mi do szczęścia potrzeba naprawdę dużo. W pierwszej kolejności z mojego życia musiałby zniknąć Olek, to już by było duże coś. Przecież gdyby nie on, może by wszystko było tak samo jak wcześniej? Czyli lepiej. A teraz?! Wszystko się spierdoliło!

  
       
''Może kiedyś przyjdzie taki dzień,
Że przestanę wspominać utracone dni.
Może kiedyś przyjdzie taki dzień,
Że będę mogła spojrzeć ci w oczy.
Może kiedyś przyjdzie taki dzień,
Że przestanę o tobie śnić.
Może kiedyś przyjdzie taki dzień,
Że miłość odejdzie.
Może kiedyś przyjdzie taki dzień,
Że będę się uśmiechać.
Może kiedyś przyjdzie taki dzień,
Że będę się cieszyć życiem.
Może kiedyś przyjdzie ten dzień
I w końcu będę szczęśliwa.''